niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 25

Joanna obudziła się z przekonaniem, że jej czaszka właśnie została roztrzaskana na miliony kawałków. Otworzyła oczy i natychmiast zostałą porażona promieniami słonecznymi, które spokojnie wlewały się do pokoju. Z zamkniętymi oczami zawołała
-accio eliksir – a do jej dłoni wpadł zielono-niebieska fiolka ze słodkawym płynem w środku, której zawartość Jo pochłonęła jednym łykiem
-ostatni raz piłam z Elwirą Ognistą… Następnym razem kiedy się zdenerwuje to będę pić zieloną herbatę…


-słusznie mówisz- Nat jej przytaknął
-Malfoy?!! Co do cholery robisz w mojej komnacie?- krzyknęła wystraszona czego od razu pożałowała mi opadła na bordowe poduszki
-po pierwsze-zaczął spokojnie- osobiście radziłbym ci nie krzyczeć chyba, że lubisz jakieś masochistyczne robótki, ale w to nie wnikam. Po drugie wczoraj byłaś tak nachlana, że przyniosłem cię tutaj na rękach ze skrzydła szpitalnego, gdzie upiłaś również moją ukochaną. Aczkolwiek El wygląda lepiej niż ty. Reasumując położyłem cię na kanapie w naszym pokoju, a później zamieniłem ją w łóżko, żeby ci było wygodniej.
Kiedy Jo wsłuchiwała się w spokojny głos Nathaira powoli dochodziła do żywych. Usiadła na łóżku i rozejrzała się. Faktycznie to nie był jej pokój. W miejscu gdzie powinno być hebanowe biurko stały dwa fotele nieopodal kominka w którym trzaskał wesoło ogień.
-a czy wiesz może, która jest godzina-wyszeptała nie chcąc kolejnej fali bólu
-Ależ oczywiście. Jest dokładnie 13:03
-Więc pójdę do siebie. Czy El dziś wychodzi?
-Tak, a czemu pytasz?
-Po pierwsze bo nie pamiętam czy wczoraj mi to mówiła, a po drugie –chwila ciszy na dramatyczną przerwę- ma dziś szlaban ze Snape’m
I wróciła do siebie cały czas słysząc podejrzliwie radosny śmiech Malfoy’a, w którym mogłaby się dopatrzeć jakieś spisku, ale w końcu była na gigancie.

***
Elwira siedziała na łóżku w Skrzydle Szpitalnym cały czas nie mogąc zrozumieć czy aby na pewno umie czytać i, czy to co trzyma w rękach jest prawdziwe
Panno Thomson,
Z moich osobistych powodów
Przekładam Pani szlaban na wtorek
Profesor Snape.
Nie, jednak jej się nie wydawało. Snape jej odpuścił szlaban… Ten świat się kończy. W tej chwili podszedł do niej Nat
-cześć El co tam trzymasz?-zapytał wesoło, ale mina mu zrzedła, kiedy przeczytał notkę- opiekun mojego domu zwariował…. Muszę o tym powiedzieć McGonagall
-oj cicho bądź ja tu próbuję to przemyśleć-powiedziała spokojnie
-ale o czym tu myśleć?!-oburzył się- Snape zwariował po prostu
-Och… Ty pusty łbie… A co jeśli jego osobiste powody dotyczą Jo? A jeśli nie to nie zwariował do końca bo nie odwołał mi szlabanu tylko go przełożył.
-Co masz na myśli?- faceci….- sugerujesz, że Snape chce zabrać Jo na randkę??
-Hmmm niee to nie w jego stylu… Mama mi kiedyś mówiła, że w takich rodzinach jak Snape’owie albo-tu mu puściła oczko- Malfoy’owie okazują pełne zaufanie i miłość kobiecie, kiedy przedstawią ją swojej rodzinie. Czy Snape ma jakąś rodzinę?-zapytała z ognikami w oczach, teraz już wiedział, że nie odpuści dopóki nie dowie się wszystkiego
-No nie jestem pewny… Jego rodzice już nie żyją, ale…
-ale co no mówże szybciej-zawsze myślał, że jest taka słodka, kiedy się denerwuje tak było nawet teraz
-jesteś taka śmieszna-rzucił szybko i widząc nadchodzący atak agresji szybko powiedział-ma brata
-brata?- pierwszy raz Nathair zbił ją z pantałyku
-tak-powiedział dumnie- mało tego ma też żonę i trójkę dzieci, która już ukończyła Hogwart-niestety Elwira zużyła swój mózg na rozgryzienie list, więc wpadła w lekki zamęt
-JAK ON ŚMIE!!!-wydarła się tak, że Malfoy spadł z krzesła-MA ŻONĘ, DZIECI I JESZCZE DOBIERA SIĘ DO JOANNY!!! NIECH GO JA TYLKO DOPADNĘ W MOJE SZPONY!!!
-O kim ty do cholery mówisz kobieto!!!???-złapał ją za ramiona i potrząsnął
-O Snape a niby o kim? A ty o kim mówiłeś??
-O Severusie Snape i JEGO żonie i JEGO dzieciach-nacisk nałożony na zaimki dzierżawcze spowodował, że wreszcie oprzytomniała
-To nasz profesor nie ma dzieci?-zapytała z dziecinną minką, aż Nat musiał się roześmiać
-Nie-odpowiedział i przytulił ją do siebie-i żony też nie ma-uprzedził jej pytanie- a teraz wybaczysz, ale pójdę sprawdzić czy przyszła Pani Snape żyje.
-leć tylko ani słowa o liście
-jasne kotku-rzucił łobuzersko i cmoknął ją w policzek

***
-„Joanno czy chciałabyś się ze mną wybrać na pewne spotkanie?” Nie… To brzmi jakbym ją chciał porwać do lasu i zamordować…-Syktus już pół godziny siedział przy biurku i tylko marnował papier na swoje marne wypowiedzi.-Ooooo Merlinieeeee…. Robiłem w życiu rzeczy, których nie powstydziłby się mój brat, a nie mogę napisać normalnego listu do ukochanej dziewczyny. Jestem żałosny.
-jesteś po prostu zakochany -powiedział znajomy głos
-Minerva? Co ty do cholery robisz?
-Chcę ci pomóc
-Nie potrzebuję niczyjej pomocy-warknął
-O tak bo takie cudeńka jak to na pewno jej się spodobają-wzięła kartkę z podłogi rozłożyła i przeczytała „Asia miła jest i ładna, jak się wkurzy to szkaradna, wtedy nie pchaj jej się w drogę. Może celnie strzelić w nogę, każdy lubi ją i ceni tu się chyba nic nie zmieni” No Syktusie. Ja bym Ci za to Nobla dała
-Bardzo śmieszne. Nie potrzebuję twojej pomocy Minnie.
-O poczekaj ten jest lepszy „Bądź tak szczęśliwa jak kwiat na wiosnę, Gdy uśmiech słońca kielich mu rozchyla. Niech wokół Ciebie same kwiaty rosną, A woń ich słodka życie Ci umila!” COŚ TY ĆPIAŁ JAK TO PISAŁEŚ?!!-Minerva była osobą cierpliwą, ale czasem po prostu wybuchała
-No może mi nie wyszło-przytaknął cicho
-Cieszę się, że wreszcie przyjąłeś moją pomoc-klasnęła w dłonie- a teraz siadaj i pisz „Kochanna Joanno…”



 HAHAHAHAHA wróciłam i powiesz szczerze, że się uśmiałam xD Jak zwykle reklama https://www.facebook.com/historiajoisyktusa?ref=hl i to tyle z ogłoszeń parafialnych J

Przepraszam, ze tak długo mnie nie było mam nadzieję, że jeszcze ktoś mnie „czyta” :D
~~Różowa Róża :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz