poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 13

Joanna cały dzień myślała o wczorajszym pocałunku. Po eliksirach pobiegła do siebie i nie wychodziła do piątkowego śniadania. Elwira oczywiście wiedziała co się stało, ale nie mogła zrozumieć dlaczego jej przyjaciółka zawsze pilna oraz aktywna na lekcjach dzisiaj nie robiła kompletnie nic, patrzyła się tępo w ściany dopiero na kolacji wróciła do siebie.

-El, boję się…-zaczęła nieśmiało
-czego?-to pytanie zbiło ją z tropu
-jutra. Boje się, że się zbłaźnię przed nim.
-przypomnij sobie jak w pierwszej klasie Nat dorzucił ci czegoś do eliksiru, który wybuchając spalił ci połowę włosów
-dzięki, serio. Pocieszyłaś mnie-powiedziała z ironią
-na pewno wszystko będzie dobrze, a ty jak zwykle przeżywasz dziewczyno. Radziłabym ci iść spać, bo jutro rano wylatujemy.
-Wiem, wiem.
-Ale Snape nie
-co?
-nooo nie wie. Ja mu nie mówiłam ty pewnie też nie
-a… no tak. To ja mu napisze
-jak sobie chcesz
-o co ci znowu chodzi kobieto?-Jo nie rozumiała
-o to, ty pusty łbie, że po co masz pisać skoro możesz powiedzieć?
-aaaaaa! Wiedziałam!
-to co tu jeszcze robisz idź do niego
-pa El do jutra
Kiedy wybiegała z Sali wpadła na coś (a raczej na kogoś) twardego i czarnego
-przepraszam. O! Profesorze Snape musimy porozmawiać
-Słucham Joanno-rzucił i pomógł jej wstać
-pamięta pan, że jutro lecimy na zakupy?
-ależ oczywiście wprost nie mogę się doczekać
-w takim razie do zobaczenie jutro o 8 na błoniach
-panno North-zaczął chłodno widząc pierwszaków w oddali- pozwoli pani, że panią odprowadzę
-oczywiście panie profesorze.
Kiedy odeszli dalej
-podobało się panu?-spytała nieśmiało
-kiedy?
-wczoraj, panie profesorze. Nasz pocałunek-Stanął przyciągnął ją do siebie i delikatnie pocałował w czoło
-był cudowny, ale to moja zasługa, więc się tak nie ciesz North-powiedział a ona się zaśmiała
-dziękuję, że mnie pan odprowadził- stanęła na palcach i cmoknęła go w usta-dobranoc
-dobranoc

***
-Ty stary idioto-powiedział, kiedy Jo zamknęła drzwi
-Znowu gadasz sam do siebie Syktusie.
-co tu robisz Turner?-warknął Snape
-to tak się witasz z przyjacielem? Minerwa mnie  poprosiła, żebym zastąpił Lupina, z powodu jakiś spraw rodzinnych. Co to za dziewczyna???-Thomas Turner słynął z ciekawości i zawziętości, Syktus wiedział, że mu nie odpuści, więc rzucił krótko
-nie tutaj gdzie każdy może nas podsłuchać półgłówku…
-Nie zaprosisz mnie do siebie??
-skoro musisz to idź przodem. Mogę się założyć, że już znasz drogę i hasło.-zaczął narzekać
-hasła jeszcze nie znam, ale zajmie mi to tylko trzy minuty-zażartował
-nie przeginaj Tom!
Kiedy doszli do sypialni Mistrza Eliksirów Turnerowi ukazał się znany widok. Pomalowane na czarno ściany, hebanowe łóżko z zieloną pościelą, czarna kanapa i kominek, w którym się paliło.
-ty chyba nie lubisz zmian… ostatnio byłem tu 15 lat temu i wyglądało tu tak samo.
-tylko nie ja tu wtedy mieszkałem…
-No tak, ale zmieniając temat mój przyjacielu. Opowiedz mi o tej dziewczynie.
-Jakiej dziewczynie?-udawał głupiego
-No tej niebieskookiej rudej dziewczynie. Jest prefekt naczelną i pochodzi z Gryffindoru.
-Ty Szerloku, twoja dedukcja jest olśniewająca-zakpił Snape
-Syktusie… Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim-zaczął ale mu przerwano.
-posłuchaj Thomasie, jutro wybieram się na zakupy z tą młodą damą i jej przyjaciółką, więc wybacz, ale musisz już sobie stąd iść.
-Ech… Jesteś taki sam jak on.
-No i co z tego?
-Nic, dobranoc Syktusie
-Dobranoc Tom.



Jestem średnio zadowolona z tego rozdziału. Ostatnio nie mam czasu na pisanie, ale postaram się wstawiać notki średnio raz na trzy dni :) Jeżeli ktoś to czyta to proszę o komentarz :) dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz